Strony
▼
niedziela, 13 października 2013
poniedziałek, 20 maja 2013
ZAMEK W MOSZNEJ
Dziś - wspomnienia wakacyjne. W ubiegłym roku odwiedziłem przepiękny zamek w Mosznej. Jest to zadziwiające dzieło nieznanego architekta. Niektórzy
nazywają go polskim Disneylandem. Jest to jedna z najpiękniejszych
budowli na Opolszczyźnie.
Rozkwit
zawdzięcza Moszna fortunie Tiele-Wincklerów, pruskich potentatów
przemysłowych, którzy kupili posiadłość w 1866 r. Swój
dzisiejszy wygląd zamek zyskał po pożarze w 1896 r. Wtedy zaczęła
się trwająca kilkadziesiąt lat rozbudowa starego pałacu. Każde
skrzydło jest w innym stylu. Najstarsza środkowa część - w
barokowym, wschodnia nawiązuje do renesansu, a zachodnia,
najbardziej reprezentacyjna- do stylu gotyckiego. Jak twierdzą
okoliczni mieszkańcy, w zamku jest 365 pomieszczeń, czyli tyle, ile
dni w roku, a wieżyczek - 99, bo tyle wiosek miał
Tiele-Winckler. Pałac przetrwał drugą wojnę światową,a
wnętrza i wspaniały park zostały zdewastowane w okresie
powojennym. W 1972 r. został wyremontowany.
Do zamku kierujemy się głównym wejściem od strony wsi. Dalej prowadzi szpaler azalii i rododendronów. Z okienka najwyższej wieży macha do nas szkielet, który kilkanaście lat temu umieścili tu uczniowie pobliskiej szkoły - odtąd jest maskotką zamku. Misternie zdobionymi schodami z drzewa sandałowego przechodzimy nad kawiarnią z największym kominkiem w zamku, by wejść do sali balowej ze szklanym sufitem, w której mieści się galeria sztuki współczesnej. Potem wchodzimy do imponującego "gabinetu pana" (obecna biblioteka) z pięknym widokiem na park. Jeszcze sala myśliwska, salon Pod Pawiem (dziś jest tu czytelnia ), jadalnia i palmiarnia z egzotycznymi roślinami i kaplica, w której obecnie odbywają się koncerty.
Do ogrodu wychodzimy przez taras, którego strzegą dwa groźne lwy. Warto przystanąć na schodach i przyjrzeć się balkonom, wieżyczkom, rynnom. Poukrywały się w nich kamienne żaby, sowy, małpki i dziki, a między dwiema wieżyczkami kamienne jaskółki uwiły gniazdo.
W 250-hektarowym parku rosną 200-letnie lipy i 300-letnie dęby. Jego największą ozdobą są jednak krzewy rododendronów i azalii, które przyciągają tu turystów z całej Polski. Piękną aleją lipową z ciągnącymi się wzdłuż niej kanałami w stylu holenderskim i francuskim idziemy w stronę pobliskiej nekropolii, gdzie spoczywają prochy byłych właścicieli Mosznej.
Do zamku kierujemy się głównym wejściem od strony wsi. Dalej prowadzi szpaler azalii i rododendronów. Z okienka najwyższej wieży macha do nas szkielet, który kilkanaście lat temu umieścili tu uczniowie pobliskiej szkoły - odtąd jest maskotką zamku. Misternie zdobionymi schodami z drzewa sandałowego przechodzimy nad kawiarnią z największym kominkiem w zamku, by wejść do sali balowej ze szklanym sufitem, w której mieści się galeria sztuki współczesnej. Potem wchodzimy do imponującego "gabinetu pana" (obecna biblioteka) z pięknym widokiem na park. Jeszcze sala myśliwska, salon Pod Pawiem (dziś jest tu czytelnia ), jadalnia i palmiarnia z egzotycznymi roślinami i kaplica, w której obecnie odbywają się koncerty.
Do ogrodu wychodzimy przez taras, którego strzegą dwa groźne lwy. Warto przystanąć na schodach i przyjrzeć się balkonom, wieżyczkom, rynnom. Poukrywały się w nich kamienne żaby, sowy, małpki i dziki, a między dwiema wieżyczkami kamienne jaskółki uwiły gniazdo.
W 250-hektarowym parku rosną 200-letnie lipy i 300-letnie dęby. Jego największą ozdobą są jednak krzewy rododendronów i azalii, które przyciągają tu turystów z całej Polski. Piękną aleją lipową z ciągnącymi się wzdłuż niej kanałami w stylu holenderskim i francuskim idziemy w stronę pobliskiej nekropolii, gdzie spoczywają prochy byłych właścicieli Mosznej.
wtorek, 12 marca 2013
OTRZYMYWANIE OCTANU MIEDZI.
Dzisiaj zaprezentuję jak w warunkach domowych można otrzymać octan miedzi.
Potrzebne nam będą:
-ocet
-drut miedziany
-woda utleniona
Wykonanie:
Pocięty na małe kawałki (np 2 cm) drut miedziany umieszczamy w zlewce. Dodajemy ocet i wodę utlenioną.
Obserwacje:
Roztwór w zlewce zabarwi się po pewnym czasie na kolor jasnoniebieski, a później (ok. 6godzin) na ciemnoniebieski.
Wnioski:
Ciemnoniebieskie zabarwienie pochodzi od jonów miedzi.
Potrzebne nam będą:
-ocet
-drut miedziany
-woda utleniona
Wykonanie:
Pocięty na małe kawałki (np 2 cm) drut miedziany umieszczamy w zlewce. Dodajemy ocet i wodę utlenioną.
Obserwacje:
Roztwór w zlewce zabarwi się po pewnym czasie na kolor jasnoniebieski, a później (ok. 6godzin) na ciemnoniebieski.
Wnioski:
Ciemnoniebieskie zabarwienie pochodzi od jonów miedzi.
niedziela, 10 lutego 2013
PATRON ROKU 2013
W sześćdziesiątą rocznicę śmierci
Jana Czochralskiego Sejm Rzeczypospolitej Polskiej postanawił oddać
hołd jednemu z najwybitniejszych naukowców współczesnej techniki,
którego przełomowe odkrycia przyczyniły się do światowego
rozwoju nauki. Odkryta przez niego metoda otrzymywania
monokryształów, nazwana od jego nazwiska metodą Czochralskiego,
wyprzedziła o kilkadziesiąt lat swoją epokę i umożliwiła rozwój
elektroniki. Dziś wszelkie urządzenia elektroniczne zawierają
układy scalone, diody i inne elementy z monokrystalicznego krzemu,
otrzymywanego właśnie metodą Czochralskiego.
Jan Czochralski urodził się 23
października 1885 w Kcyni , nie ukończył żadnej wyższej uczelni,
zdawał egzaminy eksternistycznie i osiągnął w Niemczech najwyższe
stanowiska w towarzystwach metalurgicznych. Mimo że miał wiele
propozycji z całego świata, m.in. zostania dyrektorem generalnym
zakładów Forda w Ameryce, to na apel prezydenta Ignacego
Mościckiego porzucił wszystkie propozycje i wrócił do
Polski.
W 1929 r. Czochralski otrzymał tytuł
doktora honoris causa Politechniki Warszawskiej i objął posadę
profesora na Wydziale Chemicznym tej uczelni, gdzie stworzono dla
niego Katedrę Metalurgii i Metaloznawstwa. Do wojny pracował
badawczo, kształcił kadrę naukowców, którzy po wojnie tworzyli
podstawy polskiej metalurgii. Pod koniec 1939 r. w Warszawie
uruchomił Zakład Badań Materiałów, gdzie podczas okupacji
utworzono laboratorium, w którym produkowano amunicję.
Po wojnie Czochralski został
aresztowany pod zarzutami współpracy z władzami niemieckimi. Sąd
w Piotrkowie Trybunalskim oczyścił go z tych zarzutów, ale mimo to
Senat Politechniki Warszawskiej odmówił przyjęcia go w poczet
profesorów. Naukowiec wycofał się do swojej rodzinnej Kcyni, gdzie
po raz kolejny zaczął pracować od podstaw, wynalazł bardzo znany
w tamtych czasach „proszek od kichania z gołąbkiem” oraz płyn
do trwałej ondulacji na zimno, który – oparty na jego patencie –
był produkowany jeszcze do lat 80. Zmarł 22 kwietnia 1953 r. po
rewizji Urzędu Bezpieczeństwa w jego willi. Dopiero 29 czerwca 2011
r. Senat Politechniki Warszawskiej ogłosił rehabilitację
Czochralskiego i przywrócił mu tytuły profesorskie.