tylko przez skromność nie czyniłeś cudu.
Byłeś Żydem, nie nosiłeś krzyża
lecz ja Ksiądz w pokorze się do Ciebie zbliżam.
Patrzę wzruszony na Twą fotografię
tak żyć i umierać jak Ty nie potrafię.”
/ Ks. Jan Twardowski o Januszu Korczaku /
Jest
jednym z niewielu ludzi, któremu zadedykowano gwiazdę. Planetoida
2163 Korczak nazwana jest na jego cześć. Henryk Goldszmit
(1878/9 -1942) znany bardziej jako Janusz Korczak w pełni na to
zasługuje.
Ksiądz
Jan Twardowski nazwał go mędrcem, który pokłonił się dzieciom,
bo Janusz Korczak, lekarz, pedagog, pisarz, dzieciom i ich
wychowaniu oddał całe swoje życie. Nie lubił mówić o
poświęceniu. „Jedni kochają łowić ryby, inni grę w karty, a
jeszcze inni nie wyobrażają sobie życia bez konnych wyścigów. Ja
kocham dzieci ” – napisał w swoim pamiętniku z getta. Był
pediatrą, który potrafił leczyć nie tylko chore dziecięce ciało,
ale zbolałe dziecięce dusze. W 1922 roku porzucił dobrze
prosperującą praktykę lekarską i zajął się wychowaniem dzieci
przede wszystkim dzieci bezdomnych.
Przed
wojną prowadził dwa sierocińce w Warszawie: dla dzieci
chrześcijańskich i dzieci żydowskich. Uważał, że dzieci, które
stanowią połowę społeczeństwa są uciskane i nie posiadają
żadnych praw, tymczasem to one będą budować przyszłość,
dlatego należy je do tego przygotować. Będą przyszłymi
obywatelami lepszego świata, którego nadejście Stary Doktor
przewidywał. W prowadzonych przez siebie placówkach funkcjonujących
jak republiki uznawał pełną demokrację: dzieci miały swój sejm,
gdzie podejmowały decyzje dotyczące życia w sierocińcu, sąd
gdzie dorośli mogli skarżyć dzieci, dzieci mogły skarżyć
dorosłych i wymierzać im karę. W swych pogadankach radiowych i
artykułach drukowanych w polskiej prasie, powtarzał często, że
dzieci są ludźmi i powinny posiadać takie same prawa jak dorośli,
co prawda mają mniej doświadczenia, ale intelektualnie nie są
mniej sprawni.
Gdy
wypuszczał w świat swoich wychowanków żegnał ich słowami:
„Wiele
razy myśleliśmy o tym jak żegnać, jakich rad udzielać. Niestety
słowa biedne są
i słabe.
Nic
wam nie dajemy.
Nie
dajemy wam Boga, bo go sami odszukać musicie we własnej duszy, w
samotnym wysiłku.
Nie
dajemy ojczyzny, bo ją odnaleźć musicie własną pracą serca i
myśli.
Nie
dajemy miłości człowieka, bo nie ma miłości bez przebaczenia, a
przebaczyć to mozół, to trud, który każdy musi podjąć.
Dajemy
wam tęsknotę za lepszym życiem, którego nie ma, a które kiedyś
będzie. Może ta tęsknota doprowadzi was do Boga, Ojczyzny i
Miłości".
Ważnym
elementem wychowawczym w prowadzonych przez Korczaka placówkach były
wydawane przez dzieci gazetki, w których każdy mógł się swobodnie wypowiadać na każdy temat. W 1926
roku Korczak założył pismo dla dzieci i młodzieży „Mały
Przegląd”, które ukazywało się w piątki przy warszawskim
Przeglądzie Polskim. Piszącymi do tygodnika były dzieci.
W
pierwszy dzień II wojny Janusz Korczak ubrał się w polski
oficerski mundur lekarza wojskowego z czasów, gdy służył w armii
i chodził w nim przez całą okupację. Był odważny. Patrzył
Niemcom prosto w oczy bez lęku. Zachowywał godność nawet w
najtrudniejszych chwilach, gdy bywał przez nich bity. W czasie wojny
jego ukochany Dom Sierot Żydowskich znalazł się w getcie
warszawskim. W budynku sierocińca kazał zamurować okna od ulicy –
za wszelką cenę chciał odizolować swoje dzieci od tego, co się
dzieje na zewnątrz. Walczył o nie jak lew o to, by bez względu na
okoliczności wiodły w sierocińcu spokojne, normalne życie. Jestem
bezdzietnym ojcem dwustu dzieci – oznajmiał ludziom, od których
chciał wyciągnąć coś dla swoich podopiecznych..
Przygotowywał
je do życia, przygotowywał je też do ewentualnej śmierci. W lipcu
1942 roku dzieci pod jego kierownictwem przygotowały sztukę
Rabindranatha Tagore „Poczta” opowiadającej o śmierci jako
duchowym, spokojnym przejściu na drugą stronę. Gdy już wiadomo
było, że będą ewakuować Dom Sierot, proponowano Korczakowi
wielokrotnie z różnych stron, by został. Oferowano mu doskonale
papiery, ale nie skorzystał. Gdy 5 sierpnia 1942 roku do drzwi
łomotały hitlerowskie kolby, a trzymane na smyczy niemieckie
owczarki ujadały złowieszczo, Doktor wyszedł przed sierociniec,
rozkazał niemieckim SS –manom odprowadzić psy i schować
karabiny. Powiedział, że wyjdą sami. Kazał dzieciom włożyć
najlepsze ubranka i gdy wszystkie były gotowe wyszedł z nimi
czwórkami przed sierociniec. Pierwsza czwórka niosła sztandar z
zielonym symbolem Domu Sierot. Godnie przeszli ulicami getta. Na
Umschlagplatz załadowali cały orszak do bydlęcych wagonów.
Zostali przez Hitlerowców zamordowani w Treblince. Janusz Korczak
zginął wraz ze swymi dziećmi, ale na niebie jaśnieje jego
gwiazda.